Alicja - Christina Henry - Groza bez grozy



Żyjemy w czasach, w których dzięki pewnej samoświadomości możemy tworzyć dzieła niepowtarzalne, jak również dzieła bazujące na klasyce. Takim dziełem jest np. “Duma i Uprzedzenie i Zombie” Jane Austen i Set Grahame - Smith. Pozycja doczekała się nawet filmowej adaptacji. Jest to rodzaj narracji, która swoim kunsztem bawi i zachwyca przynajmniej na kilka chwil.



Są też “dzieła”, które mimo chęci i ciekawego pomysłu nie powinny powstać. Taką powieścią jest właśnie “Alicja” Christiny Henry (wydawnictwo Vesper).

Pomysł na książkę jest świetny. Przeniesienie bohaterów klasyki do świata fantasy zapowiadał się niesamowicie. Oto Alicja po 10 latach ucieka z zakładu psychiatrycznego. Trafiła tam za sprawą wydarzeń, przez które stała się według niektórych obłąkana. Ucieka razem z towarzyszem niedoli - Topornikiem. Wielokrotnym mordercą, który został uznany za wariata, bo tak było wygodniej szefom Starego Miasta.



W roli szefów Miasta - Gąsienica, Mors i Chesire oraz Królik.

Czy uda im się ich pokonać i obronić ludzi przed Dżaberłakiem? Chciałbym polecić Wam tę książkę ale niestety nie potrafię tego zrobić z czystym sumieniem.

Do “Alicji” Christiny Henry podchodziłem długo. Z jednej strony bardzo mnie przyciągała opisem fabuły, a z drugiej trochę odrzucała swoją popularnością. Gdzieś wewnętrznie czułem, że nic dobrego z tego nie może powstać.



Mając tę pozycję w ręku podszedłem do niej na luzie. Jako do takiego zwykłego czytadła trochę, a trochę z nadzieją, że może przyjemnie się zaskoczę, tak jak przy “Dumie i Uprzedzeniu i Zombie”. Czasami tak jest, że jak się podejdzie do książki na luzie, bez oczekiwań, to później trudno się od niej oderwać. Chłonie się stronę za stroną.


Tutaj niestety po kilku stronach chciałem porzucić czytanie. Chciałem jej nie kończyć. Ale zagryzłem zęby i prześledziłem przygody Alicji do końca. Zwykle nie poddaję się w czytaniu i często daję drugą szansę autorom, którzy mnie nie zachwycili. Zmarnowałem kilka godzin życia ale cóż, przynajmniej nie mam niesmaku niedokończonej pozycji.


Główni bohaterowie są niestety nijacy. Są płytcy, dziecinni i bezosobowi. Po Alicji, która po dziesięciu latach wychodzi z zakładu mógłbym to jeszcze zrozumieć. Trafiła tam jako nastolatka, wyszła jako kobieta. Pobyt w takim zakładzie bez możliwości samorozwoju oraz wzorców zachowań może spowodować, że w ciele kobiety znajdować się będzie nadal dziewczynka. Szczególnie jeśli zakład jest w tak złej części Miasta.

Alicja formułuje myśli i zdania jak sześcioletnie dziecko. Nie wiem jednak, czy był to zabieg zamierzony przez autorkę. Topornik, który jako już mężczyzna trafił do zakładu wcale nie jest lepszy. Nie potrafi sklecić zdania jak dorosły. Wszystko jest mocno naiwne.


W miarę czytania miałem nadzieję, że chociaż źli szefowie Miasta będą bezwzględnymi, twardymi typami, którzy od razu wzbudzą strach. Niestety jedyne co odczuwam, to litość, że ktoś powołał takie postaci i zmarnował na to tyle tuszu. Są tak samo płascy jak główni bohaterowie. Ich wypowiedzi są dziecinne. Wyjawiają swoje sekrety po pierwszym pytaniu. Określani są jako twardzi i bezwzględni, a łamią się niczym suche patyki.


Narracja jest pełna sprzeczności, czasami rozlatuje się jak domek z kart. Nieścisłości, które się pojawiają w myśleniu Alicji powodują, że staje się zupełnie nieciekawą postacią.

Jej przemyślenia są infantylne i w otaczającym ją świecie wydają się oderwane od czapy. Nic w tej postaci nie ma przyciągającego. Również zaprzeczanie wszystkiemu, co mówią jej inni bohaterowie spotkani na drodze jest dziecinne. Na wszystko co jej dotyczy odpowiada słowem “nie” bez uzasadnienia. Nawet w jej głowie nie powstaje jedna złożona myśl na temat tego, co się dzieje z nią jak i wokół niej.


Przez całą powieść Topornik wydaje się doklejonym na siłę bohaterem, którego jedynym zadaniem jest prowadzić bohaterkę tam, gdzie ona chce. Zero w nim ikry.


Opisy okrucieństwa, gwałtów i krwi są tak niedopowiedziane, że momentami trudno się domyślić na co patrzy bohaterka. Straszne miasto jest żałośnie nijakie. Niby ma być przerażające, śmierdzące i pełne zła. Niestety w trakcie narracji odnosi się wrażenie, że jest to tylko śmierdząca wiocha, w której wpływy złych ograniczają się tylko do ich własnych siedzib. Psychodela, obłęd i strach, których spodziewałem się po tym “dziele” i które były tak obiecywane w recenzjach, zupełnie nie istnieją. Nic nie przeraża, nic nie zaskakuje. Jest płasko.


Może to już czepialstwo, ale sam podział na rozdziały to jakiś żart. Chyba powstały po to, aby łatwiej było zrezygnować z czytania. Wiecie, “o dopiero drugi rozdział, więc zrezygnuję teraz”. Albo “o, już 10 rozdział, mało zostało, może jednak doczytam do końca”. Rozdziały nic nie wnoszą, nie przenoszą w czasie, nie zmieniają punktu widzenia. Są przerywnikami na reklamy.


Pomysł na książkę wydawał się świetny, wykonanie natomiast bardzo słabe. Coś, co mogło przykuć do kart powieści, odrzucało i było płaskie. Nie zadziało się nic odkrywczego, co mogło zmienić postrzeganie świata Alicji i być wspaniałym nawiązaniem do klasyki. Szkoda, bo miałem nadzieję na psychodeliczną, makabryczną grozę niczym w grze “Alice in Wonderland”.


Zdjęcia Aparatem Ewy

















Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Iron Tales: Blood Brothers

Zamalowane okna - Anna Liminowicz

Toń - Joe Hill, Stuart Immonem