1989 - Grzegorz Kopaczewski

Jesteście fanami piłki nożnej? Macie swój ulubiony zespół? 

Ja, jako młody chłopak bardzo interesowałem się piłką nożną. Mieszkając na wsi w latach 90 niewiele było możliwości dodatkowych zajęć. Żeby mieć jakieś zajęcie i nie odstawać od rówieśników, razem z kolegami zapisałem się do lokalnego klubu Warta Mrozy. To tutaj pierwszy raz grałem w korkach. Poza tym na osiedlu grywało się w piłkę między bramami wjazdowymi na podwórka. To właśnie przez jedną z nich ugryzł mnie w pośladek pies sąsiada, Puszek. Do tej pory raz na jakiś czas któryś z kolegów wspomina tamte chwile.

Jak wszyscy, również czytałem Sport i Tempo oraz kolekcjonowałem naklejki z piłkarzami, które kupowałem w kiosku za 10000 złotych, a później za złotówkę. Obecnie chyba wyrosłem z piłki nożnej. Owszem, śledzę co ważniejsze wydarzenia, ale już nie mam zespołu, którym bym się interesował. 

Mimo to nie mogłem odpuścić sobie książki Grzegorza Kopaczewskiego “1989”, wydanej przez Silesia Progress. 



Jest to opowieść o Górnym Śląsku drugiej połowy lat 80. O rzeczywistości dzieci z rocznika '77 i o znaczeniu piłki w ich życiu. Opowieść o marzeniach, o pasji i sile lokalnej wspólnoty w czasach PRL-u.

“Klub wpływa nie tylko na życie duchowe i emocjonalne wspólnoty, ale i w sposób bezpośredni kształtuje jej styl życia i krajobraz miejsca zamieszkania […]. Troska o byt klubu jest po prostu przejawem obywatelskiej świadomości, tak samo jak opieka nad cennymi historycznymi budynkami, lokalnym zwyczajem i językiem.” 

“Partia troszczyła się o edukację dzieci, a głównie o to, by nie mąciło im się w głowach, dlatego ograniczała się do przedstawiania dziejów jako pasma sukcesów polskiego oręża, które przeszło moralne wiktorie, gdy rzeczywistych zwycięstw zabrakło. […] W partyjnej narracji Ślązaka od Polaka różniło jedynie to, że śmiesznie mówił, jadł krupniok i zapijał go piwem, był przydatny do kopania dziury pod własnym domem i żeby nie narzekał, wystarczyło dać mu podwyżkę”. 

“1989” jest połączeniem dziecięcego spojrzenia na rzeczywistość, tak codzienną jak i tę stadionową. W tamtych czasach na stadion chodziło się jak na wydarzenie rodzinne. Zadymy i wulgarność nie były normą, a tylko dodatkiem. Autor opowiada o swoim życiu w sposób zabawny i uważny, obserwując wszystko co się dookoła niego zmieniało. Niesamowicie było się razem z nim cofnąć do czasów beztroskiego dzieciństwa. 

Książka godna polecenia wszystkim, którzy interesują się piłką, śląskością czy mają ochotę przeżyć nostalgiczną podróż do czasów, w których było “łatwiej”. 


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Iron Tales: Blood Brothers

Zamalowane okna - Anna Liminowicz

Toń - Joe Hill, Stuart Immonem